Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nocnych przedgórzy, do połonin południowych
Męka Pańska
i do mniejszych, choć również starych osiedli huculskich, ukrytych w rozłogach i zwojach gór Beskidu. Od wieków postoły Hucułów i twarde, jak stal, kopyta ich koni wybiły ścieżki i drogi do Kosmacza, Jaworowa i Riczki, — tych gniazd huculskich, których nic zmienić i zniekształcić nie zdołało, — ani wykryte pokłady ropy naftowej, ani złożyska soli i bijące z gór źródła lecznicze, ani coraz bardziej rozwijający się po chatach przemysł ludowy, ani zawleczona przez wojska, przewalające się tu na początku ubiegłego wieku, choroba straszna i niszcząca, ani wojna światowa, pozostawiająca po sobie mogiły i krwawy ślad na ziemi tej i w sercu jej ludu, ani nawet... letnicy.
Żabie — gwarne i zatłoczone obcymi przybyszami — w duszy swojej przechowuje zachwyt dla bujnego bohatera gór — Dobosza, bo pamięć o nim żyje na Synyci, w komorach jego imienia i na jego skale, co wystrzeliła ponad bór, jak baszta strażnicza, a, może, jak tron tego władcy marzeń i dum góralskich. Tam minęły najlepsze lata huculskiego Rinaldiniego. W Kosmaczu, leżącym w kotlinie, osłoniętej zboczami Łysiny, Bukowca, Grunia i Syhłenego, żyje nieśmiertelna legenda Beskidów i Czarnohory — a raczej ostatni jej rozdział — epilog tragicznego żywota Ołeksy Dobosza. Posłyszano o nim w górach w r. 1740-ym, gdy kogoś tam machnął toporkiem, trzos zabrał i dał nura w ciemne morze puszczy, w one czasy po górach ciągnącej się nieprzerwanem pasmem. Głośno było o nim, a to, co mówiono, budziło niepokój, nie-