Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas przypływu cała grota wypełnia się wodą. Na żwir przybrzeżny wypełzały małe kraby, polując na robaki i drobne mięczaki. Na powierzchnię zatoki wypłynęły blado-zielone meduzy i, kurcząc i prostując dzwonowate ciała, posuwały się w różnych kierunkach. Zrzadka ponad wodą wyskakiwały ryby i chwytały owady, latające nisko i w półzmroku nieoczekujące napadu.
Na przeciwległym brzegu leżała zardzewiała kotwica, z drewnianem, zmurszałem szlemieniem i urwanym łańcuchem. Mały tubylec obojętnie spoglądał na nią, nie wiedząc, że jest to ostatnie echo dawnych dziejów, gdy na wyspie Kede srożył się drapieżny pirat Diego Anda. Kotwica ta zwisała niegdyś z wysokiego dziobu jednej z zagarniętych przezeń brygantyn lub fregat, które oddawna już zatonęły w otchłani Oceanu Indyjskiego, zdobyte przez tych, co z map morskich wykreślili na zawsze ponurą nazwę „Wysp Morderców“. Chłopak nie był zdolny wyczuć rozpaczy jeńców okrutnego Diego, gdy wprowadzono ich do tej jaskini, a potem ciemnemi przejściami pędzono aż do ciemnego załomu kryształowej groty, gdzie, przykuci do skały, oczekiwali jedynego zbawienia — śmierci.