Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ostry słuch nie zawiódł i pochwycił znany jedynie ludziom morza lekki, suchy trzask i prawie nieuchwytny zgrzyt, rozlegający się gdzieś wysoko, znacznie wyżej od mętnych czubów mgieł, wiszących nad oceanem, a nawet od tych obłoków, które z zenitu spływały leniwie sunącemi kłakami na wierchy Pirenejów.
— Sztorm idzie... rozigra się na dobre po północy... tak, wnet po północy!... — pomyślała Elza i zatarła ręce ruchem ni to ponurej radości, ni to rozpaczy.
Jeszcze raz wciągnęła duszne, przesycone ciepłą wilgocią powietrze i usiadła przy biurku.
Znowu czytała książkę van Loona, lecz wzrok jej coraz częściej odrywał się teraz od drukowanych kartek i biegł ku morzu.
Wreszcie zamknęła książkę, oparła głowę na dłoniach i zatopiła się w niewesołych snadź myślach, bowiem po szlachetnem, okrytem złocistą skórą czole ślizgać się poczęły coraz głębsze zmarszczki, a westchnienia raz po raz podnosiły pierś.
Wreszcie potrząsnęła głową i wstała.
Obejrzała się z jakąś dziwną, niemal dziecięcą bezradnością dokoła i przeszła do sypialnego pokoju.
Nad szerokiem łóżkiem, okrytem wspaniałym haftem chińskim, wisiał obraz świętego Eryka. Malował go sławny Bjoern Rasmussen i stworzył niezwykłą kompozycję, z pewnością nic wspólnego z życiem tego świętego nie mającą. Artysta nadał mu raczej cechy szlachetnego wojownika i wodza, Eryka Hakonana, „jarla“ — księcia norweskiego, uwiecznionego w sagach ośmiu skaldów.
Eryk w zbroi prostej, lecz bez hełmu, z długiemi, ciemnemi włosami, opasanemi dokoła czoła szerokim rze-