Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był wzburzony i wściekły. Gdy go ujrzano na majdanie wojskowym, z ust do ust podawali sobie lisowczyki:
— Czuj duch! Djabeł złapał naszego hetmana...
Pułkownik wpadł do swojej izby i zamknął się w niej, rozkazawszy nikogo do siebie nie wpuszczać.
Padł na ławę i pogrążył się w ciężkiej zadumie.
Narazie nie uświadamiał sobie, jakiem łożyskiem płyną jego myśli, ale wkrótce oparł głowę na rękach i cicho jęczeć zaczął. Przyszła bowiem nań ciężka, męki pełna chwila rachunku sumienia.
Wstawała przed oczami groźna chwila rokoszu Zebrzydowskiego, pogrom pod Guzowem, ucieczka do Dymitra z dwoma stami kozaków Radziwiłłowskich i wojna na Rusi. Zewsząd płynęły potoki krwi, zbierały się w wielkie morze; szalało ono kraśnemi falami od Białego jeziora do lazurowego Kaspijskiego morza, od Wołgi do Siewierskiej i Smoleńskiej ziemi. Pałały łuny na czarnem niebie, miotały się płachty pożogi nad grodami, wsiami i łanami żyta; płynęły krzyki mordowanych, jęki rannych, łkania krzywdzonych, przekleństwa i błagania... Wszystko zniknęło nagle w wirze bitwy, w nawale okrzyków bojowych...
Dzika radość ogarnia serce rycerza, prostują się i kurczą palce, do szponów orła podobne, a oczy błyskają odwagą i drapieżną wesołością. Nagle wypływa z kurzawy i zgiełku bitwy obleśna twarz Samozwańca, obok Rożyński zuchwały, niemal plujący w oczy cara i harapem smagający jego dostojników, dalej, — dumne oblicze Maryny-carycy, która, pychą porwana, królowi swemu pismo ohurne posłała, a po śmierci Dymitra ukryć się w Rzeczypospolitej nie chciała, jako że „będąc panią narodów, carową moskiewską, wracać do stanu