Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po tem zapytaniu wskoczył młody rzecznik[1] przez pana Karola wynajęty, szlachetka drobny, acz uczony, imć pan Piotr Wilga i kwiecistą mowę wygłosił, zacząwszy ją od słów:
Sane non multum poterit obesse fortuna, qui sibi firmius in virtute, quam in casu, praesidium collocavit, — zaprawdę, niewiele fortuna zaszkodzić temu może, kto silniejszą obronę dla siebie w cnocie, niż w przypadku upatrzył, bo conscientia sumienie tego rycerza bez skazy — mille testes, — za tysiąc świadków stanie! Jednak wiemy, że JWPan instigator de jure ac e legibus, prokurator na mocy prawa żąda dowodów rzetelnych. Donamus ergo rationes competentes — dajemy dowody stosowne!
Zwracając się do tłumu, stojącego za kratkami, imć Wilga zawołał piskliwym głosem:
— Proszę świadków wyjść przed oblicze prześwietnego sądu!
Przez tłum, z siłą roztrącając ludzi i mrucząc „Ej ziec, siepeknę cię!“, ktoś bardzo mocny przedzierał się zamaszyście.
Po chwili przed stołem sędziów, wśród których miejsce zajął wielki hetman koronny, stanął suchy, barczysty, o nastroszonych wąsach człek postawy marsowej, ciągnąc za sobą innego — przerażonego i bladego.
— Jak się nazywacie? — spytał sędzia, pan Walenty Nachimowicz, zdumiony i poruszony niespodziewanym obrotem sprawy.

— Wedle rozkazu, dawny wachmistrz drugiej setni czarnej chorągwi hetmana Lisowskiego, ninie chorągwi wielmożnego pana pułkownika Jerzego Rzeczyckiego — Starościak Jan! — wyrecytował Mazur.

  1. Adwokat.