Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doszedł. Czyżbyś, grafie nie słyszał, że sejmiki, a nawet sejm miały uchwalić taką resolutionem: Bannitą ktoby był, a lisowczyka by zabił, eo ipso od banicji miał być wolny, salva parti satisfactione. Nie doszło do tego, tylko przez wstawiennictwo hetmana Żółkiewskiego! Jakie tam sądy i krzyki! Szach, mach i — koniec! Tyle tego...
Wypiwszy z gospodarzem miodu, odszedł majestatyczny graf, tak bardzo do bociana podobny z postawy i ciała ułożenia, lecz nie z poczciwości.
Po powrocie do gospody, Bethlen przywołał zaufanego sługę i szepnął do niego:
— Dukatów pięć odliczę tobie, Hansie, jeżeli przed wieczorem przywiedziesz do mnie jakiego „infamisa“.
Gut! — odpowiedział sługa i, chciwie łypiąc okiem ku grafskiej kalecie, wyszedł.
Powrócił niebawem, i, pochylając się ku panu swemu, szeptać począł:
— Pobiegłem ja do żyda-szynkarza i popytałem go o „infamisa“. Wywijał się, wymawiał, ale gdym mu jęknął talarem naszym, obiecał znaleźć. Przywiedzie go po zmroku, bo kryje się ten infamis przed ceklarzami i wrogami swoimi, co na życie jego dybią.
— Zadowolony z ciebie jestem, Hansie mój wierny — radośnie zakrzyknął graf, a „sługa wierny” oczu od kiesy pańskiej oderwać nie mógł.
Wieczorem przybiegł szynkarz i został wprowadzony do grafa.
— Jest tu jeden infamis... kryje się przed ludźmi... Ja go mogę przyprowadzić... Tanio, za darmo przygładzić... jeden czerwony złoty... Tylko jeden!... Biednemu żydkowi na dzieci... na żonę chorą!... Na świętą Torę! To zupełnie za darmo!...