Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byli, na składanie murów i sypanie wałów w Kamieńcu! zakrzyknął wesoły imć Węgrzyn.
— A czyż Chocim nie rękami i potem Turków, Wołochów i Tatarów wzniesiony? — spytał znowu Berezański.
Zrozumiał, o co chodzi, Francuz Tomasz Grenier, który niegdyś w najemnym pułku służył Szwedom i dorzucił:
— U nas we Francji to połowę kaszteli jeńcy pobudowali, wałami i fosami otoczyli!
— A jeśli my innych do tego zmuszamy, rozumieć musimy, iż i nas w podobnej opresji zniewolić mogą, jak nas ninie! — zakończył rozumowania Starościaka i innych poważny pan Jaksa Opieński.
Na ponurem obliczu młodego rycerza błysnęła radość. Nadzieja kojąca snadź wstąpiła do serca, wiara w usprawiedliwienie czynów.
Starościak, chrząknąwszy znacząco, wyprostował się służbowo i wyrecytował słowo po słowie:
— Czekaj, tatko, latka, aż ci piwa nawarzy! Nadarzyli nam piwka po same uszy, a żłopać — to nie oni, ino my! Żłopiemy, jak umiemy, aby w onem piwsku nie utonąć... Bać się trzeba trzcinie, gdy wiatr dąb wywinie... Wywinęło, słysz, ów dąb, powalił się, a trzcina została: Ech! Dba o jęzory ludzkie, jak o burą sukę! „Nie po sercu nam Starościak!“ — powiedzą, a ja im na to rzeknę do rozumu: „Alboż ja czerwony złoty, ażebym się wszystkim podobał”?
— Wrócimy do swoich, to znowu jakaś potrzeba wypadnie. Pokażemy tedy, co umiemy, bo jesteśmy, jako ten kij nasiekany! — mrukliwie dorzucił Wojciech Berezański.
— Oni tam bunty, zdrady, konfederacje knują, panowie szlachta, rotmistrze, przesławne pułkowniki;