wydaje, że mogłaby nawet lepiej odprawiać nabożeństwo, niż pan Johnson.
(Emilka: — To dlatego, że powiedziałam kiedyś, iż przeczył samemu sobie w jednem ze swych kazań; tak też i było. Ale słyszałam, jak pani krytykowała całe tuziny kazań, Mrs. Anno Potter.)
— Jest ona mocno zawistna — ciągnęła dalej pani Anna Cyrylla. — Nie znosi czyjejś wyższości, musi być pierwszą we wszystkiem. Z pewnością wylewa teraz gorzkie łzy, ponieważ na koncercie przed paru dniami Ilza Burnley zbierała oklaski za deklamację. Emilka bardzo marnie deklamowała, ona nie jest zdolna. A wciąż stawia czoło starszym osobom. Byłoby to zabawne, gdyby nie świadczyło o złem wychowaniu...
— Dziwne, że Elżbieta nie tępi w niej tego rysu. Murrayom zdaje się, że ich edukacja jest ponad wszelką krytyką — rzuciła panna Potter.
(Emilka: — Tak też jest w istocie.)
— Liczne wady Emilki pochodzą zresztą z jej zażyłości z Ilzą Burnley — rzekła pani Anna Cyrylla. — Nie powinna na to pozwalać panna Elżbieta. Mówią, że Ilza jest równie niewierząca, jak jej ojciec. Słyszałam, że ona nie wierzy w Boga, ani w djabła.
(Emilka: — Co jest gorszem przestępstwem w pani oczach?)
— No, doktór traktuje córkę trochę lepiej od czasu, kiedy wykrył, że jego cenna małżonka nie uciekła z Leonem Mitchellem — zasyczała panna Potter. — Posyła ją do szkółki niedzielnej. Ale to nie jest towarzyszka dla Emilki. Kinie jak grenadjer,