Strona:Emilka dojrzewa.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wielka różnica. Komedyjki są rzeczą złą.

— Ale to jest taka mała, maleńka komedyjka — perswadowała Emilka, zrozpaczona. W tej samej chwili roześmiała się: usłyszała swe własne słowa, które brzmiały tak dziecięco naiwnie, że pusty śmiech ją ogarnął. Ten śmiech rozdrażnił do żywego ciotkę Ruth.

— Mała, czy duża... ty nie weźmiesz w niej udziału.

Emilka znowu zdumiała się. Trochę pobladła.

— Ciotko Ruth, muszę... cała komedyjka byłaby na nic...

— Lepiej, żeby komedyjka była „na nic”, niż dusza ludzka.

Emilka nie miała odwagi uśmiechnąć się. Szło o zbyt ważne rzeczy.

— Nie bądź taka... sroga, ciotko Ruth — rzekła. O mało co nie powiedziała: niesprawiedliwa. — Żałuję, że nie pochwalasz komedyjek. W przyszłości nie wezmę już udziału w żadnej, ale wejrzyj w moje położenie: dzisiaj muszę odegrać moją rolę!

— Moja droga Emilko, nie sądzę, abyś była taka niezbędna.

Ciotka Ruth była bardzo drażniąca. Jak przykro mogło brzmieć słowo: droga! Ale i tym razem jeszcze opanowała się Emilka.

— Owszem, dzisiaj jestem nawet niezbędna. Widzisz, ciotko, nie mogą mnie zastąpić w ostatniej chwili. Panna Aylmer nie przebaczyłaby mi tego.

— Czy więcej ci zależy na przebaczeniu panny Aylmer, niż na przebaczeniu Boga? — spytała ciot-

171