Strona:Emilka dojrzewa.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żała nudę i lekceważenie. Oczy miała wpółprzymknięte. Ewelinę powinno to było ucieszyć, jako dowód chłodnych stosunków między przyjaciółkami. Ale po chwili zaczęła Ilza wymyślać Emilce, co zmartwiło Ewelinę: to znaczyło niechybnie, że się pogodziły.

— Cieszę się, że przebaczyłaś Ilzie tę podłą psotę — rzekła nazajutrz ze słodyczą, zwracając się do Emilki. — Była to poprostu bezmyślność z jej strony, stale to powtarzam wszystkim. Nie zastanowiła się, jaką śmiesznością cię okrywa. Biedna Ilza jest taka żywa! Wiesz, chciałam ją powstrzymać... nie mówiłam ci tego nigdy, nie chcąc dolewać oliwy do ognia. Ale jej powiedziałam, że to jest okropnie podłe, wystawić przyjaciółkę na pośmiewisko ogólne. Ślicznie postąpiłaś, przebaczając jej, droga Emilko. Masz lepsze serce, niż ja. Mnie się zdaje, że nigdy nie byłabym zdolna przebaczyć komuś, ktoby mnie naraził na ludzki śmiech.

— Dlaczego jej nie uderzyłaś w odpowiedzi na tę potwarz? — spytała Ilza, kiedy Emilka przytoczyła jej to zdanie Eweliny.

— Przymrużyłam oczy i spojrzałam na nią po Murrayowsku — odrzekła Emilka — a to było groźniejsze, niż śmierć.

10. Godzina szału.

Koncert Szkoły Wyższej na rzecz bibljoteki szkolnej był dorocznem zdarzeniem wielkiej wagi w Shrewsbury. Urządzano go w pierwszej połowie kwietnia, kiedy uczniowie i uczennice nie musieli jeszcze

167