Strona:Emilka dojrzewa.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie uważam, żeby wydawca „Pióra” miał obowiązek, a bodaj i prawo, pokazywać odrzucone rękopisy osobom, nie należącym do redakcji — rzekła zimno.

— Tom mnie nie uważa za obcą osobę. No, ale teraz pójdę do księgarni.

Emilka westchnęła z ulgą, gdy drzwi się zamknęły za Eweliną.

Ilza wróciła do pokoju.

— Poszła Ewelina? Milutka była dzisiaj, niema co mówić! Nie pojmuję, co Marysia w niej widzi. Marysia nie jest zajmująca, ale jest przyzwoitą osobą.

— Ilzo — rzekła Emilka poważnie — czy jeździłaś na spacer nocą z Marshallem Orde?

Ilza była zdumiona.

— Nie, głuptasie, nie jeździłam. Domyślam się, kto cię uraczył tą plotką. Nie wiem, ktoby z nim jeździł.

— Ale opuściłaś lekcję francuskiego i poszłaś się przejść z Ronnie Gibsonem?

— Tak.

— Ilzo... nie powinnaś... doprawdy...

— Nie gniewaj mnie, Emilko — przerwała Ilza szorstko. — Stajesz się afektowaną babą, nie wiem, coby tu zrobić, ażeby to nie przeszło w stan chroniczny. Nienawidzę pedanterji i kazań. Już mnie niema... biegnę do księgarni, zanim pójdę do szkoły.

Ilza pochyliła się nad książkami i po chwili wybiegła z pokoju. Emilka ziewnęła. Skończyła przeglądanie notatek. Miała przed sobą pół godziny czasu. Położy się na łóżku Ilzy i odpocznie.

151