Strona:Emilka dojrzewa.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go nie lubi... Byłam zła i miałam z pewnością Murrayowskie spojrzenie. Cała ta historja była drobiazgiem do lekceważenia, czyż było o co wszczynać „kwestię”?

— Jeżeli uczyniłam to, ażeby ciebie tam nie dopuścić, to czyż nie wymieniłaś już sama przyczyny? — rzekłam pogardliwie, co było wiernym wyrazem moich uczuć. Wzięłam moją teczkę z książkami i skierowałam się ku drzwiom. Na progu stanęłam. Przyszło mi na myśl, że jakimby nie był sposób bycia i postępowania Murrayów, nie zachowuję się w tej chwili, jak przystało na córkę Starra. Ojciec nie byłby pochwalił tego rodzaju odpowiedzi. Zwróciłam się więc do ciotki Ruth i rzekłam bardzo grzecznie:

— Nie powinnam była tak się do ciebie odezwać, ciotko Ruth i przepraszam cię za to. Nie miałam żadnych określonych zamiarów, siadając w kącie. Stało się to dlatego poprostu, że pierwsza weszłam do ławki. Nie wiedziałam, że ty wolisz to miejsce.

Może przesadziłam w grzeczności. Faktem jest, że moje przepraszanie rozgniewało ciotkę Ruth jeszcze bardziej. Zasyczała:

— Przebaczę ci tym razem jeszcze ale niech się to nie powtórzy. Naturalnie nie miałam nadziei ani przez chwilę, że powiesz mi istotną przyczynę twego postępku. Na to jesteś zbyt nieszczera i przebiegła.

Ciotko Ruth! Ciotko Ruth! Jeżeli nie przestaniesz nazywać mnie przebiegłą, doprowadzisz mnie naprawdę do wybiegów, a wtedy miej się na baczności! Jeżeli się zdobędę na przebiegłość, owinę cię dokoła małego palca! Możesz sobie radzić ze mną tylko dzięki mojej prawości.

Muszę chodzić spać co wieczór o 9-tej godzinie:

131