Strona:Emilka dojrzewa.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moim ojcu. Ona nie mówi o nim. Nie wiem nawet, jakim sposobem nabawiła się tej blizny na policzku.

— Nie sądzę, żeby twoja matka była nienormalna — rzekła Emilka powoli. — Ale sądzę, że ją coś dręczy, że nie może przezwyciężyć jakiegoś wpomnienia, jakiejś obawy.... Tadziu, pewna jestem, że twoja matka jest nawiedzana... Nie przez duchy, rzecz jasna... przez jakąś straszną myśl....

— Ona nie jest szczęśliwa, to jest pewne — rzekł Tadzio. — A przytem biedni jesteśmy. Matka powiedziała mi dzisiaj, że może mnie wysłać na trzy lata zaledwie — nie stać jej na więcej. Ale to już powinno wystarczyć, doda mi bodźca, da mi podstawy, potem sam będę się douczał, będę pracował. Wiem, że dam sobie radę.

— Będziesz zczasem wielkim artystą — rzekła Emilka, zamyślona.

Doszli do końca Ścieżki Jutrzejszej. Emilka spojrzała pod górę, w okna domu pani Kent. Nie było w nich światła. Czy samotna wdowa płakała po ciemku, zamknięta u siebie ze swą tajemnicą, udręczona daremną tęsknotą za kochającem sercem? Emilka patrzyła na zachodzące słońce. Nie czuła się już przygnębiona. Nigdy nie poddawała się długo depresji, a tem mniej będąc w towarzystwie Tadzia. Nie było na całym świecie cudniejszej muzyki, jak jego głos. Przy nim wszystko wydawało się możliwe, znośne, dobre. Ona nie może pojechać do Shrewsbury, ale może pracować i uczyć się w Srebrnym Nowiu i będzie się uczyć bardzo pilnie, och, jak pilnie! Pan Carpenter da jej zapewne mniej, niż wyższa szkoła w Shrewsbury. Każdy ma swój szczyt, na który musi się

99