Strona:Emil Zegadłowicz - Głaz graniczny.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam rozgorzało jego serce, a dusza, tonąca w blaskach słonecznych, zjednoczyła się z duszą tej górskiej krainy i z ludem z niej wyrastającym i poczęła wyłaniać z siebie nowe formy poetyckie.
Jednym z najgłębszych utworów, uwitym z rozległych horyzontów górskich, z owych dróg wijących się po wzgórzach i dolinach, z zapatrzenia w ciemne gwiaździste noce, z oczekiwania świtu i wschodzącego słońca, były „powsinogi beskidzkie“, sześć ballad o druciarzu, o śklarzu, o sadowniku. o świątkarzu, o kamieniotłuku i o piecarzu — zdunie. Wyczarował w nich w starym górskim języku, melodyjnym jak ligawki górskie, płynącym jak falisty grzbiet pokumanych grap, legendarnych bohaterów dzisiejszych czasów, „o twarzach umęczonych, o oczach wyblakłych wypitych słońcem, deszczem zmytych, postacie sękate, żylaste, twarde.. Kumotry świątkowe, ku wieczności zwrócone“.
Postacie idące od zielonej lipy naokoło świata. w ciągłej nadziei oczekiwania Królestwa Bożego, postacie, co idą „mijają ziemię, — na przełaj poprzez chmury, ku mlecznym drogom — na nowe konstelacje“. Postacie te przez Świątkarza — poetę wycięte z mistyki naszego ludu, staną później w misterjach Zegadłowicza na granicach światów materjalnych i pociągną za sobą lud górski w królestwo zadumań religijnych w królestwo Chrystusowe.
Wieś nasza, wieś górska, przebujna w nieskażoną przyrodę, nietkniętą zmechanizowaną kulturą, okazuje w prostocie swej, widzącemu poecie, zasadnicze pierwiastki życia: ziemię i niebo, złączone z sobą człowiekiem i obejmującym wszystko Bogiem. A kiedy wyobraźnia i zapatrzenie Zegadłowicza