Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zabaw pod wiązem. Smutne towarzystwo dla dzielnego dragona!
— Dziadek twój będzie tu, jak niegdyś Chrystus pomiędzy dwoma łotrami! — zauważyła pani Sabardeilh.
Ziemia spadała na trumnę z głuchym łoskotem grożąc zmiażdżeniem trumny zbitej z cienkich, krzywych deszczek. Gdy grób zasypano, młodzi kowale pozdejmowali czapki:
— Bądź zdrów Malhibern! — rzekł najstarszy z nich.
— Bądź zdrów, spoczywaj, napracowałeś się dosyć. Tutaj już nie będą cię dręczyć sekwestratorzy. A gdy przyjdzie Republika czerwona, wydobędziemy cię stąd staruszku i pochowamy na samym środku cmentarza. Bogacze się ścisną, zdaje się, nieco, by ci zrobić miejsce. Aż do tego czasu, śpij sobie cicho stary!
Odeszli. Wnuczka Dragona i stara jej przyjaciółka pozostały same. Modliły się jeszcze przez chwilę. Bepa nie mogła się oderwać od świeżej mogiły.
— Biedny dziadek! Muszę go tutaj zostawić w niepoświęconej ziemi, nawet bez krzyża, coby zaznaczył miejsce, gdzie spoczywa!
— Nie trap się mała. Jeśli całe twoje strapienie to krzyż, niedługo ono potrwa.
Ścięła dwie łodygi ostu, związała je włóknem