Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pani Sabardeilh. Żona nauczyciela nie ochłonęła z pasyi. Krzywda, jakiej doznała nagle, przekształciła zupełnie jej światopogląd, nie zmieniając, nie łagodząc charakteru. Była równie gwałtowną teraz po nawróceniu się do Republiki, jak przedtem. Cała różnica polegała na tem, że przekleństwa rzucane dawniej na »czerwonych« w wielkiej obfitości, spadały teraz jako grad na głowy prześladowców męża, przedewszystkiem zaś na Galderyka jako najbliższego. Dziwiła się głęboko uległości i pokorze Aulari wobec swych mężczyzn. Hej! gdyby była na jej miejscu pokazałaby im po czemu łokieć! Bernadachów obu, proboszcza Colomera i żandarmów chciała smarzyć na ogniu i to na jednym rożnie wszystkich razem.
Dragon wydobrzał po ataku, ale był już teraz niedołężny. Zdziecinniał całkiem. Słuchał wyrzekań i rozmów drzemiąc opodal w fotelu. Czasem tylko budził się na dźwięk imienia, znienawidzonego Bernadacha. Nieco krwi różowiło mu wtedy policzki, unosił głowę z poduszki, ręka trzęsąca, wychudła i żółta usiłowała wykonać giest pogróżki.
— Łajdak! Podły pies! — bełkotał.
I zapadał napowrót, wyczerpany wysiłkiem, w senność dawną.
Aulari często spoglądała na zegar. Przybiegała tutaj bez wiedzy mężczyzn, ukradkiem, pod pretekstem sprawunków koniecznych we wsi. Cóżby powiedział mąż dowiedziawszy się o tych wizy-