Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy wchodził do pokoju matki, od pierwszego spojrzenia poznać można było, że w drodze z Korczyna do Osowiec zajmowały go buntownicze myśli i że pod ich wpływem powziął jakieś energiczne postanowienie. Obok znudzenia i niesmaku jakieś stanowcze zdecydowanie się na coś malowało się w jego twarzy. Pocałował rękę matki i naprzeciw niej siadając zaczął:
— Powiedział mi Wincenty, że mama życzyła sobie widzieć się ze mną, gdy tylko do domu wrócę. A ja także w ten piękny wieczór z Korczyna wracając postanowiłem bardzo poważnie pomówić dziś z mamą o rzeczach mających dla mnie wagę wielką, niezmierną...
Spojrzała na niego, w oczach jej zamigotał niepokój.
— Słucham cię, mów! Może myśli nasze spotkały się i o jednym przedmiocie mówić z sobą pragniemy.
— Wątpię — odpowiedział — jestem nawet pewny, że mamie nigdy nie przyszło na myśl to, co ja dziś mamie chcę zaproponować, a raczej o co chcę bardzo usilnie prosić.
Uśmiechnął się do matki pieszczotliwie, z przymileniem, i schyliwszy się znowu, piękną, białą rękę na czarnej sukni spoczywającą pocałował.
— Parions — zażartował — że propozycją moją mama będzie zdumioną... nawet oburzoną... oh, comme je te connais, ma petite, chere maman!... ale po namyśle i spokojnej rozwadze, może...
— Słucham cię — powtórzyła, a piękne jej oczy, których blask łzy i tęsknoty zgasiły, z niewysłowionym wyrazem powściąganej czułości spoczywały na tej pochylonej ku jej kolanom głowie, na którą, Boże! ileż nadziei, ileż jej cudownych marzeń i namiętnych modlitw spłynęło!
Głowę podniósł, ale nie wyprostował się, tylko w poufnej i razem coś pieszczotliwego mającej w sobie postawie, ręki matki z dłoni nie wypuszczając mówić zaczął:
— Nieprawdaż, najlepsza mamo, że u stóp twoich i u two-