Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasnoł, Dunaj nawet po łbie jego pogłaskali. Ależ odkręcajo sie od małego i mniej więcej mówio tak:
Jest i druga sprawa, kto wie czy nie gorsza: Filip nam tu opowiadał, że u Grzegorychi był wczoraj Grzegor, nieboszczko!
Słucham i czuje, jak każdy włos mnie drotem wstaje, Oboże, nieboszczko do wdowy przychodzi?
Był, był! krzyczy Filip: Słychać było jak młocił, ciszkiem młocił, ale młocił, he he he! śmieje sie durny durnawo, durnemu, mówio, i na pogrzebie śmieszno.
Ty Kaziuk po sąsiedzku z Grzegorycho, pytajo sie mnie Dunaj, ty wiesz: słychać było noco młocenie u Grzegorychi czy nie?
Tak, coś tam stukało, jak my spać szli, mówie, ja myślał, że Grzegorycha coś w stodole robiła, a to mowicie Grzegor? Nieboszczko?
Straszno sie robi: Jezu, pod moim bokiem nieboszczyki dokazujo!
A skoczno Handzia po Grzegoryche, proszo Dunaj.
Poszła, czekamy, trochu czasu przeszło, przychodzo obydwie. Siadajcie, zapraszajo Dunaj wdowe, siada, w ziemie patrzy, czeka. Dunaj odkachneli i mówio od razu: Podobno był u was wczoraj wasz nieboszczko, Grzegorycha, ludzi widzieli. Podobno żyto nawet młocił, prawda to?