Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dami jak w zagrodzie, nie przepływajo, bo woda za zimna.
Na wioske patrze: wróbli hurmami latajo z jesiona na jesion. Na sokorze bocianica klekocze, szyje wykręciwszy, a boćko raz za razem patyk w dziobie z lasu niesie, gniazdo podszykowuje. Drogo dzieci sie ganiajo, w krece sie bawio, w pikra, ściża, kaczora, krasnepałeczke. Ładnie, letko i dobrze, powietrze błyszczy prawie jak w niedziele.
A ona czego was teraz uczy, pytam sie małego.
Jakie bywajo zawody, mówi.
Zawody?
Co kto robi, co krawcy, szewcy, co stolarze.
To fachi, poprawiam, fachi nie zawody. A o jakich gadała?
Ślusarz: robi rzeczy z żelaza.
Jak z żelaza, to kowal!
Kowal bez maszynow. A ślusarz ma maszyny, że strugajo żelazo jak hebel.
E, i ty w to wszystko wierzysz?
Toż pani opowiadała!
A może ta wasza pani łże?
Ona dobra, ona nie łże. A żeby wy posłuchali tego radja, co pani przywiozła Dunajewi. Dawała nam posłuchać, jak gra!
Ten drot co Dunaj powiesił nad chato?
Ale to nie drot gra! Nakłada sie takie klapki na uszy i słychać: grajo, gadajo, śpiewajo! Jak żywe! Dunajaki całymi dniami słuchajo!
E, każdy drot brzęczy.