Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Grzegor: Bieda, nieszczęście wisi nad całym światem, koniec świata bliski, tak dalej być nie może. Któregoś dnia raptem zatrąbio trąby, ziemia zatrzęsie sie, łuna stanie na niebie i pokaże sie Pan Jezus w chwale: Machnie ręko i niebo rozpruje sie na półowy: I wtedy on machnie prawo ręko na sprawiedliwych i pokaże im raj, szczęście wieczne po prawicy. Potem machnie ręko lewo na żydow, antychrystow, złodziejow i pokaże im ogień wieczny!
Opowiada, słuchamy w strachu, aż tu Kuśtyk: Ojezu! i ręko obraz na ścianie pokazujo: widzicie?
Co? Co takiego?
Nie widzicie?
Patrzym, a Szymon spod proga to obraz palcem pokazujo, to Grzegora: na obrazie Święty Pioter wielgi klucz trzyma w obydwóch rękach, klucz do nieba. Przyglądam sie, to na obraz, to na dziada, to na obraz, to na dziada: alesz tak, tak, na pewno! Ta sama twar, włosy siwe nie siwe, szczoki pomarszczone, po bokach nosa po zmarszczce głębokiej jak broźna! I brwi takie same i oczy! Straszno sie robi, baby wstajo od roboty, każda co ma w ręce łapie, do proga odstępuje.
Co? Co takiego? pyta sie Grzegor, rozgląda sie po nas, po ścianach. Co tak patrzycie? Nu co? Co takiego?
Ale już dżwi brasneli, jedno po drugim od-