Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To widze niezabardzo wam idzie?
Ano, jeszcze wprawia sie człowiek. Za zime zmłóce.
O, to myślicie zimować w Taplarach? To może i posiejecie wdowie? A o przystępach czasem nie myślicie? U wdowy chleb gotowy.
A zechciałaby?
A czy to wam brakuje czego? Chłop z was widać silny nie tylko do cepa!
Odziany był po dziadosku: W Grzegorowych walonkach i nogawicach, w jego czapce i kożuszku, gruby, silny, nie wyglądał już na takiego, co ręke wyciągał. Przyglądam sie jemu i coś mnie nyje, że skądś jego znam, twarz znajoma i to mocno. Ale skąd, skąd znajoma!
A jak tam Grzegor, nie przychodzi? Nie boicie sie? podpytuje jego. I co słysze? Że nie przychodzi i nie przychodził! Jakże nie przychodził, kiedy ja sam słyszał, prawie widział, jak młocił!
On na to, że Grzegorycha młociła! Nie chciała pomocy prosić, sama probowała, tyle że odziewała sie w mężowe nogawicy i pewnie stąd gadanie, że niby Grzegora nad cepem widzieli. Nieprawda, zdawało im sie.
Ależ sama Grzegorycha sie przyznała.
Gadała, bo gadała, on na to. Ot, przyśniło sie kobiecie, sama w chacie, bez chłopa. Wy widze jeszcze nie wiecie, ile człowiekowi wydawać sie może! A jeszcze noco.