Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mówim, nie pomału, ale i nieprędko. Jakby szło sie za bronami, za pługiem: za prętko niedobrze, za pomału niedobrze, najlepiej w sam raz.
Tak do litanii doszlim. Ucichli my, Handzia sama:
Kirelejson, Krystelejson, kirelejson!
Kryste usłysznas, Kryste wysłuchajnas!
Ojczezniebaboże!
A my jednym głosem: Zmiłuj sie nadnami!
Synu odkupicieluświata Boże.
Zmiłujsie nadnami!
Duchu święty Boże.
Zmiłuj sie nadnami!
Święta Trójco jedyny Boże.
Zmiłujsie nadnami, odpowiadamy po raz ostatni, teraz odpowiemy co innego. Ona mówi: Święta Marjo, a my:
Módsiezanami!
Święta Boża Rodzicielko.
Módsiezanami!
Święta Panno nad Pannami.
Modsiezanami!
Uczycielka rozmodliła sie, na łokciach sie wozi, w przód, w tył. Matko niepokalana, mówi Handzia, a uczycielka odgina sie do tyłu, i zaraz wprzód sie kłoniwszy: Módsiezanami!
Matko nienaruszona.
Módsiezanami!
I tak kiwa sie, tam i nazad, tam i nazad, rozmodlona, w węgli zapatrzona. Jakby belke piłowała, stojawszy na wierzchu, na kobyłkach: