Strona:Edward Hanslick - O pięknie w muzyce.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  195  —

turze, a piosnki ludowe wcale ich nie mają, i już dalej poza nie w poszukiwaniach iść nie można.
Bardzo rozpowszechnione nieporozumienie powstaje, jeżeli weźmiemy pojęcie materjału w znaczeniu wyższem, przyczem rzeczą nieuniknioną bywa powoływanie się na Beethovena i jego „Egmonta,” na Berlioza i jego „Króla Leara”, lub na „Meluzynę” Mendelssohna.
Czyż osnowa tych dramatów lub opowieści nie była materjałem dla muzyka tak, jak nim była dla poety?
Nie, w żadnym razie!
Dla poety są kształty te istotnym wzorem, według którego tworzy; dla kompozytora są one tylko pewną podnietą i to podnietą poetycką.
Piękno natury dla muzyka musiałoby być czemś słyszalnem, tak jak dla malarza jest widzialnem, a dla rzeźbiarza dotykalnem.
Nie postać Egmonta, nie jego czyny, wypadki z życia, lub usposobienie chwilowe są treścią uwertury beethovenowskiej, jak to widzimy w obrazie lub dra-