Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a cała jazda niemniej kroku dotrzymywała raźnie posuwającym się furgonom.
Stojąc u wrót wioski, można było objąć jednym rzutem oka cały teren, który legł przed czołem kolumn powstańczych... Okolica falista; tuż od wejścia do wioski pochyłość, na której rozrzucona mniejsza część Salichy; u stóp pochyłości staw, rzeczka, poza nią zaś, na wzgórzu, pozostała część wsi; obie połowy połączone mostem. A dalej, za wsią, znowu fale wzgórz okryte zbożem dojrzewającem.
Nieprzyjacielowi wiele zależało na wstrzymaniu powstańców na wyżynach przed mostem i stawiskiem, dałoby mu to możność, przy szczęśliwym dla niego wyniku walki, wrzucenia przeciwnika do wód i trzęsawiska. Ciągnące zewsząd posiłki zapewniały wrogom wynik pomyślny walki. Przezorność generała, obejmującego lotnym wzrokiem całość sytuacyi, przerzuciła pole mającego stoczyć się boju poza wieś, poza most i wodę. Ostatnie trójki szwadronów jazdy wołyńskiej wpadały na most, w chwili gdy piechota nieprzyjacielska, zsiadłszy z wozów, naprędce szykowała się i rozpoczynała ogień karabinowy.
Przeszedłszy wieś, poza jej drugą połową, generał w ten sposób uszykował swój oddział, iż nieprzyjaciel najzupełniej był w błąd wprowadzony co do liczby i zamiarów przeciwnika. Mniemano, że Polacy cofają się, unikając boju. Był to jedynie manewr wodza, który na gościńcu zostawił trzy szwadrony, i z nimi pomału odstępował, w szyku obronnym, podczas gdy inne dwa szwadrony, we