Przejdź do zawartości

Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakieś dzieją się tam sprawy, ale, zdaje mi się, że wasze…
— Nie, nie kończcie kumie, — zawołała z rozpaczą niewiasta — czyżby złe mogło dotknąć się takich niewinnych dzieciaków, jak moje?
Tu ruch jakiś wszczął się na rynku i przerwał jej mowę. Mieszczanie rozstępowali się z szacunkiem na obie strony, dając przejście jakiemuś wspaniałemu orszakowi.
Środkiem ulicy, w otoczeniu oddziału węgierskiej piechoty, kroczył mąż wspaniałej postawy, w bogatym stroju, obok niego zaś drugi, w cudzoziemskie szaty przybrany, za niemi zaś szło paru rajców miejskich.
Podeszli do piwnicy, i tam, po krótkiej naradzie, mąż w cudzoziemskie szaty przybrany, a był to architekt grodzki, rozkazał spuścić się któremu z pachołków. Żaden jednak nie chciał posłuchać rozkazu.
— Alboż mi to niewola — mówili — iść na śmierć pewną.
Podumał chwilę architekt, wreszcie rzekł:
— Przynieśta żywo osęków do zdzierania dachów.
Nie upłynęła chwila, a już osęków więcej było, niż potrzeba. Rozkazał architekt spuścić je do lochu i szukać, czy nie natrafią niemi na jakie ciało ludzkie. Niedługo