Przejdź do zawartości

Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wystarczy tylko lekki podmuch wiatru, i ulica jest zupełnie czysta, bez najmniejszego śladu pyłu.
Albo weźmy upały. Gdy u nas panują żary letnie, odkręcamy jeden z kranów od rury wietrznej i wnet pokój napełniony zostaje lekkim wiewem świeżego powietrza, orzeźwiającym i krzepiącym.
Zresztą o całym mechanizmie i urządzeniach najlepiej się przekonacie, odwiedzając pracownię naczelnika wydziału wiatrów.
Znaleźli się właśnie u podnóża olbrzymiej wieży ze sztab żelaznych, zakończonej u szczytu jakby szklanym pokoikiem, błyszczącym w promieniach słońca, jak gwiazda pierwszej wielkości.
Zajęli miejsca w wagoniku kolejki linowej i po naciśnięciu guziczka przez doktora Wicherskiego szybko zaczęli się wznosić do góry.
W chwil parę stanęli u progu owej oszklonej pracowni, której urządzenie dość dziwny przedstawiało widok. Przy jednej ze ścian krzyżowała się niezliczona ilość rur, zakończonych specjalnemi przyrządami; na szklanych ścianach zaś wisiały aerometry, barometry oraz inne, nieznane naszym przyjaciołom narzędzia meteorologiczne.
W gabinecie rezydował mężczyzna szczupły, zawiędły, o śniadej cerze i długich czarnych włosach.
— Dr. Nicola Zerri — przedstawił go dr. Wicherski naszym przyjaciołom.
Dr. Zerri silnie uścisnął im ręce i wskazując krzesła rozstawione wokoło biurka, gestykulując żywo, zaczął mówić: