Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak każesz, panie, — odrzekł Arab, — wola twoja spełnioną będzie.
— Ile sztuk wielbłądów możesz mi na czas ten dostarczyć? — pytał dalej Czesław.
— Ile każesz, panie… Wszystkie będą młode, silne, wypoczęte, gotowe do odbycia najdalszej drogi w pustyni.
— A iloma ludźmi możesz rozporządzać, Abdulu?
— Tyloma, ilu będzie potrzeba do prowadzenia wielbłądów i do obrony karawany w razie napaści Tuaregów.
— A czy wierni oni będą? czy można im będzie zaufać?
— Tak, jak sobie samemu, panie! — uroczyście odrzekł Abdul, — każdy z nich zaprzysięgnie ci wierność i posłuszeństwo na brodę proroka.
Zamyślił się przez chwilę Czesław, wreszcie rzekł:
— Dobrze zatem… Zgłoś się dziś jeszcze do biura wieczorem, a otrzymasz szczegółowy wykaz potrzebnej nam ilości ludzi i wielbłądów, a za trzy dni postaraj się, ażeby wszystko gotowe było do drogi.
— Stanie się zgodnie z twą wolą, panie, — rzekł Abdul, i złożywszy ręce na piersiach, skłonił mu się, i dumnym, majestatycznym krokiem opuścił podwórze.