Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W trakcie tej rozmowy podszedł do nich wyniosły starzec, którego poznaliśmy już w gabinecie inżyniera Halicza, i zwracając się do młodzieńców, zapytał:
— Który z was, panowie, jest Czesław Halicz?
— Jam jest, — odrzekł Czesław, ciekawie patrząc na pytającego, — czem mogę panu służyć?
— Jak się masz, chłopcze, — rzekł starzec, ujmując go za ramiona i wpatrując się badawczo w twarz jego, — nie poznajesz mnie? Nic dziwnego. Ostatni raz, gdyś mnie widział, małem byłeś pacholęciem... Może nazwisko moje ci co powie... — Jestem Erazm Skarczewski...
— Dziad Erazm! — zawołał uradowany Czesław, chwytając starca za rękę i całując go gorąco.
I jednocześnie falą napłynęły mu do głowy wspomnienia. Jak przez mgłę widział wyniosłą postać tego pięknego starca, gdy pochylony nad nim, całował go w czoło, a łza, ciężka, gorąca łza stoczyła się mu z oka na czoło jego... Czuł jeszcze do dziś dnia tę łzę palącą...
Później mówiła mu matka, że dziad Erazm za swą działalność zesłany miał być daleko, hen! na Sybir.
I od czasu tego nauczył się z gorącą czcią i miłością powtarzać imię tego dziada, imię,