Strona:E. W. Hornung - Tragiczny koniec.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamordowanych, a kasę ograbioną. Śladów krwi nie było. Sądząc po rewolwerze leżącym pod kantorem, wnioskować było można, że jeden z urzędników chciał z niego zrobić użytek, ale niestety broń była nie nabita. Nieszczęśliwa żona dyrektora obawiała się zgubnych następstw dla swego męża, który bezwątpienia zostanie usuniętym ze swego dotychczasowego stanowiska.
Pożegnałem zebranych, a idąc ku domowi myślałem ze smutkiem o losie tych dwojga ludzi, którym na starość groziła nieunikniona ruina i o ich pięknej córce, która niebawem zmuszona będzie oglądać się za miejscem bony lub guwernantki. Myśl o niedoli godzącej nagle w tych biednych ludzi pochłonęła mię omal więcej niż sam fakt ograbienia kasy. Skierowałem kroki w ulicę prowadzącą do Banku kolonialnego i wkrótce stanąłem przed jego bramą. Hałaśliwy tłum oblegał dokoła budynek, którego drzwi były dla wszystkich zamknięte. Tu nie dowiedziałem się żadnych nowych szczegółów, prócz tego, że złodziej miał czarną brodę. Wieczór także nie przyniósł wyświetlenia tajemnicy, która wstrząsnęła całem miastem i rozczarowany zdążałem ku domowi, gdy najniespodziewaniej natknąłem się na jednego z moich dawnych kolegów.
— Deedes — zawołałem.
Młody człowiek odwrócił się w moją stronę,