Strona:E. Korotyńska - Krysia u cyganów.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mąż pani Heleny, prokurator znany na całą okolicę, wyjechał w bardzo ważnych sprawach na czas dłuższy, nie było więc w domu nikogo, ktoby mógł pomóc skutecznie w odszukaniu zaginionej dziewczynki.
Rozproszyła się służba na wszystkie strony. Jedni szukali w parku, przetrząsając krzaki, inni biegali koło zamku, zaglądając do piwnic i suteren.
Zrozpaczona matka szukała w pokojach, wołając: — Krysiu! gdzie jesteś?...
Zdawało się nieszczęśliwej, iż słyszy jakiś jęk i wołanie o ratunek, ale było to tylko przywidzenie... Każdy szmer uważała za chód dziecka, każde głośniejsze odezwanie się, za wołanie o ratunek.