Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam jej piosenki, które najbardziej lubiła.
Krzyknęła z radości, ucałowała mnie i postanowiła mnie przy sposobności wypuścić.
Sposobność wydarzyła się wkrótce.
Ludzie z wędrownego cyrku upili się i posnęli.
Świtało zaledwie, miała więc dziewczynka kilka godzin swobody. Wzięła ptaszka i, nie myśląc o karze, jaka ją spotka, puściła go w powietrze.
Ale nie myślałam o swobodzie bez mej opiekunki. Wróciłam i usiadłam jej na ramieniu.
Zdziwiona patrzała na mnie, a ja odlatywałam i wracałam, pokazując jej drogę i namawiając w ten sposób do ucieczki.
Zrozumiała i puściła się co sił star-