Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

im: Jakoż to chcecie, abym przysięgał na przedmiot niemy, stworzony ręką człowieka?! Bóstwo wasze jest nicością, która nawet pomścić się nie może. Patrzcie, jak pada niemocne w proch!
I naporem ramion wywrócił z podstawy posąg Cybeli ze spróchniałego od czasu drzewa.
Ten czyn świętokradzki oburzył nawet najumiarkowańsze umysły.
— Rozedrzeć bluźniercę! — wrzeszczano, odpychając centurjona, który bluźniercę chciał uprowadzić do więzienia trybunału.
Spełnionoby tę groźbę niechybnie, gdyby naraz nie wydarł się nad wrzawę świeży głos kobiecy:
— Nie czyńcie mu krzywdy! Dlaczego chcecie pozbawić tygrysa jego żeru?! Taki silny złoczyńca będzie prawdziwą rozkoszą oczu w walce na arenie.
Momentalnie zmienił się nastrój tłumu.
— Jeden dla lwa, drugi dla tygrysa! — wołał motłoch, klaszcząc w ręce. Szli śladem centurjona, niosąc omdlałego Glauka i popychając pięściami Olinta.
Inna grupa poniosła zwłoki Apaecidesa pod przewodem Arbacesa. Gdy ruszała, zza węgła kaplicy wysunął się Kalenus i rzekł cicho do Arbacesa:
— Izyda nam sprzyjała.
W jego oczach był tak złośliwy błysk, że Arbaces niespokojnie pomyślał:
— Czyżby był świadkiem tego, co zaszło?.