naród gada tylko po jewrejsku[1] i po polsku. Nasz rodzony kraj, Baśka, bardzo piękny kraj!...
I w rozrzewnieniu ucałował ją w sam czarny nos, a ona mu twarz całą oblizała gorącym językiem.
W Gdańsku wylądowano bez szczególnych przygód, jeśli nie liczyć małego zajścia, wieczorem, w portowym szyneczku, które zostało wywołane prowokująca postawę żołdaków z »Grenzschutzu«[2]
wobec naszych zuchów. Zajście to jednak wnet zlikwidowali sami Murmańczycy, jąwszy się środków, o których znana piosenka lwowska śpiewa:
»Nic nikomu nie mówili
»tylko w mordę bili,
»światła pogasili,
»ta już, ta już!«
Baśka walnie spisała się w tej potrzebie, stając ramię w ramię z towarzyszami broni, i ona to w znacznej mierze przyczyniła się do przychylenia szali zwycięstwa na stronę polską. Przechodzi ludzkie pojęcie, jak ten inteligentny zwierz odrazu, od pierwszego wejrzenia, znienawidził szwabów!
Nad ranem Oddział z bagażami i Baśką odjechał na wypoczynek do Modlina.
— Śmierdzi nam ten polski Gdańsk! — zwierzali się sobie Murmańczycy z gdańskich wrażeń. — Niech jasny piorun trzaśnie w taki dostęp do morza i z powrotem. Widzieliście Anglików? Tyle już tam nawieźli swoich małpich konserw i »jam-plum’u«[3],