Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   197   —

Z adamaszkowym inny znów ręcznikiem,
Inny ze dzbankiem niech pokornie mówi:
Czy wielkość wasza ręce pragnie umyć?
A inny znowu niechaj go zapyta,
Jakie dziś szaty z garderoby dobyć.
Niech inny prawi o jego psach, koniach.
O smutku pani z tej jego słabości;
I wmówcie w niego, że był lunatykiem.
Jeśli przypadkiem powie, że jest kotlarz,
Wołajcie wszyscy, że marzy na jawie,
Bo on jest panem wielkim i potężnym.
Wszystko to niech się dzieje naturalnie,
A będziem mieli wyborną zabawę,
Jeśli swe role dobrze odegracie.
1 Strzelec.  Wszelkiego, panie, dołożym starania,
Aby nakoniec głęboko uwierzył,
Ze jest w istocie, za co go bierzemy.
Pan.  A więc co prędzej nieście go do łóżka,
Bądźcie gotowi, jak tylko się zbudzi.

(Wynoszą Slaja; słychać za sceną trąbkę).

Idź i zapytaj, co trąbka ta znaczy? (Wychodzi jeden).
To może jaki pan podróżujący
Na wypoczynek chce się tu zatrzymać! (Wchodzi Sługa).
Cóż to?
Sługa.  Aktorów wędrujących trupa,
Służby ci swoje ofiaruje, panie.
Pan.  Niech się tu stawią. (Wchodzą Aktorowie).
Przybywacie w porę.
Aktor.  Za dobre słowo dziękujem pokornie.
Pan.  Czy chcecie noc tę w domu mym przepędzić?
2 Aktor.  Jeśli pan raczy służby nasze przyjąć.
Pan.  Z całego serca. Przypominam sobie,
Ze kiedyś tego widziałem aktora,
W roli dzierżawcy najstarszego syna,
Jak do szlachcianki stroił koperczaki;
Z pamięci imię twoje mi wybiegło,
Ale pamiętam dobrze, że swą rolę
Z naturalnością rzadką odegrałeś.