Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   29   —

Mierzone wzrokiem posępnym Jakóba,
Stało nad brzegiem i wody potoku
Łzami zwiększało.
Książę.  A Jakób co na to?
Czy na ten widok nie prawił morałów?
1 Pan.  O książę, tysiąc znalazł tam porównań.
Naprzód, gdy krople ciekły w zdrój obfity,
„Biedny jeleniu, mówił, twój testament
Piszesz jak wszyscy światowi panowie:
Zbyt już bogatym skarb twój przekazujesz“.
Potem, gdy widział, że jeleń samotny,
Przez aksamitnych opuszczony braci,
„Tak bywa zawsze, zawołał, niedola
Rozgania tłumy mnogich przyjacieli“.
Nadbiegło stado opasłych jeleni,
Lecz żaden, żaden nie wstrzymał racicy,
Pozdrowić brata; „o, zawołał Jakób,
O, lećcie kraśni pustyni mieszkańce,
To moda dzisiaj; co macie poglądać
Na ubogiego konanie bankruta?“
Tak szczypiącemi wyszydzał słowami
Dwór, miasta, kraje i nasze tu życie.
Klął się, że wszyscy w lesie tym jesteśmy
Bandą tyranów i przywłaszczycieli,
Gdy siejem trwogę i śmierć wśród dziczyzny
W dziedzinach, które data jej natura.
Książę.  I zostawiłeś go śród tych rozmyślań?
2 Pan.  Wśród łez i uwag nad biednego zwierza
Ciężkiem konaniem.
Książę.  Prowadź mnie do niego;
Lubię go widzieć w takich paroksyzmach,
Bo wtedy pełny głębokich jest myśli.
1 Pan.  Nie trudno, książę, znaleźć nam go będzie.

( Wychodzą).