Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   325   —

Kochać cię przeciw naturze miłości,
Posiąść cię gwałtem.
Sylwia.  Wszechmogący Boże!
Proteusz.  Siłą cię zmuszę mojej woli uledz.
Wal.  (występując). Nędzniku, wstrzymaj, wstrzymaj sprośną rękę!
Ty przyjacielu fałszywy!
Proteusz.  Walentyn!
Walentyn.  Ty przyjacielu bez wiary i serca,
(Bo tacy tylko dziś są przyjaciele!)
Zdrajco, ty wszystkie me nadzieje zwiodłeś.
Tylko mnie własny mój wzrok mógł przekonać.
Gdybym rzekł teraz, że mam przyjaciela,
Ty pierwszy temu musiałbyś zaprzeczyć.
Komuż dziś ufać, gdy własna prawica
Nie dotrzymuje wiary własnej piersi?
Nigdy ci odtąd zaufać nie mogę;
Twą sprawą odtąd świat mi będzie obcy.
Najgłębsza rana z ręki przyjaciela.
Przeklęte czasy, kiedy w wrogów rzędzie
Na pierwszem miejscu przyjaciel stać będzie!
Proteusz.  Uczucie własnej zawstydza mnie winy.
O, Walentynie, przebacz! jeśli skrucha
Jest dostatecznym winy tej okupem,
Tę ci z całego ofiaruję serca.
Cierpienie moje, jak grzech mój, jest wielkie.
Walentyn.  Dosyć mi na tem. W oczach moich znowu
Jesteś, jak byłeś, człowiekiem honoru;
Bo kogo skrucha nie zdoła przebłagać,
Ten nie jest godny ni nieba ni ziemi.
Gniew Przedwiecznego skruchą się łagodzi.
Na dowód, z jaką kocham cię znów siłą,
Daję ci, w Sylwii cobądź mojem było.
Julia.  O, ja nieszczęśliwa! (Mdleje).
Proteusz.  Co stało się paziowi?

Walentyn.  A to co znowu, paziu? A to co, figlarzu? Spójrz na mnie, przemów.
Julia.  O, dobry panie, pan mój polecił mi oddać pierścień