Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   311   —

Julia.  Gdzie jest Lanca?
Gospod.  Poszedł po swojego psa, którego jutro, na rozkaz pana, musi poprowadzić jego damie.
Julia.  Cicho! Odejdźmy na stronę; rozchodzi się towarzystwo.

Proteusz.  Nie troszcz się, Turyo, tak rzecz poprowadzę,
Że sam pochwalisz zręczność mych manewrów.
Turyo.  Gdzie się spotkamy?
Proteusz.  Przy źródle świętego Grzegorza.
Turyo.  Bądź zdrów!

(Wychodzą: Turyo i Muzykanci. — Sylwia pokazuje się w oknie).

Proteusz.  Przyjmij życzenia dobrego wieczora.
Sylwia.  A wy me dzięki za waszą muzykę.
Kto do mnie mówił?
Proteusz.  Ten, którego, pani,
Łatwobyś mogła z mowy jego poznać,
Gdybyś poznała uczuć jego szczerość.
Sylwia.  To sir Proteusz, jeśli się nie mylę.
Proteusz.  Tak jest, Proteusz, a sługa twój wierny.
Sylwia.  Po co przychodzisz?
Proteusz.  Wolę twoją spełnić.
Sylwia.  Nic łatwiejszego, bo moją jest wolą,
Żebyś natychmiast poszedł spać do domu.
Chytry, przewrotny, fałszywy człowieku!
Czyż myślisz, żem jest tak płochą, szaloną,
Iż się dam uwieść pochlebstw tych ponętą,
Która już tyle innych oszukała?
Wróć, wróć do twojej zdradzonej kochanki!
Przysięgam na tę bladą nocy gwiazdę,
Nietylko będę na prośby twe głuchą,
Lecz gardzę tobą dla grzesznych zalotów,
I sama siebie surowo ukarzę,
Że czas mój tracę na rozmowach z tobą.
Proteusz.  Prawda jest, droga, że kochałem inną,
Lecz ta umarła.
Julia  (na str.). Fałszby się odkrył, gdybym chciała mówić,
Bo jestem pewną, że nie pogrzebana.
Sylwia.  Choćby tak było, twój stary przyjaciel