Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   267   —

Proteusz.  A co powiedziała? Nic?
Spieszak.  Nic, ani nawet: weź to za fatygę. Na znak twojej dobroci, panie, dałeś mi łupienie; dziękuję! Wet za wet, noś sam swoje listy. A tymczasem polecę cię, panie, mojemu panu.

Proteusz.  Idź, idź, uratuj okręt od rozbicia,
Bo nie zatonie, póki na nim będziesz;
Czeka na lądzie śmierć na ciebie suchsza.
Muszę innego wyszukać posłańca,
Bo Julia moje odrzuciła pismo,
Przez tak niegodną przyniesione rękę. (Wychodzą).


SCENA II.
Werona. Ogród w domu Julii.
(Wchodzą: Julia i Lucetta).

Julia.  Podwiedz, Lucetto, teraz, gdyśmy same,
Czy mi naprawdę zakochać się radzisz?
Lucetta.  Tak, pani, radzę, lecz z pewnym namysłem.
Julia.  Ze wszystkich młodych i pięknych paniczów,
Którzy słówkami szturmują mnie co dzień,
Kogo miłości najgodniejszym sądzisz?
Lucetta.  Racz, pani, liczyć nazwiska koleją,
A ja o każdym biedny sąd mój wydam.
Julia.  Jak ci się zdaje piękny sir Eglamour?
Lucetta.  Pan to muskany, piękny, miodopłynny,
Lecz na twem miejscu dałabym go innej.
Julia.  A o bogatym co mówisz Merkacie?
Lucetta.  Wiele o trzosie, mniej o facyacie.
Julia.  O Proteuszu otwórz teraz zdanie.
Lucetta.  Naszym szaleństwom racz odpuście, Panie!
Julia.  Co twój wykrzyknik na imię to znaczy?
Lucetta.  Niech dobra pani zuchwalstwu przebaczy,
Ze biedna dziewka, jak ja, warta mało,
O takich panach wyrokuje śmiało.
Julia.  Więc śmiało, jaki sąd twój o nim będzie?
Lucetta.  On pierwszy stoi w wielu godnych rzędzie.