Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wyginą. Klimat, gleba. Ani gorsze, ani lepsze. Poprostu inne.
— Nie zgodzę się z tobą o tyle — odezwała się Tunka — o ile twoje porównanie z roślinami nie jest słuszne. Nie przeczę, że jakieś egzotyczne kwiaty, czy krzewy wysadzone z cieplarni na zwykłe pole, zmarnieją. Ale przecie wszystkie rośliny szlachetne, drzewa owocowe, róże sztamowe i tak dalej, wszystko to zostało wyprowadzone z roślin dzikich, z roślin pochodzących z innych klimatów i z innej gleby. Więc i takie dziecko prostej chłopki...
— Otóż błąd! Otóż błąd — przerwał Murek. — Sama mówisz: wyprowadzone. A co znaczy wyprowadzone? Znaczy pielęgnowane i przystosowane do nowych warunków egzystencji, do nowej roli i nowego zadania przez szereg pokoleń. A tak. Czytałem kiedyś taką książkę o pewnym francuskim miljonerze dorobkiewiczu. Pytał on swego sekretarza, czemu się to dzieje, że czuje się nieswojo w środowisku burżuazyjnem. Sekretarz na to odpowiedział: — Bo panu brak dwudziestu czterech lat gimnazjum. — Jakto dwudziestu czterech — zdziwił się miljoner — przecie skończyłem gimnazjum w osiem lat! — Tak — wyjaśnił swoją myśl sekretarz — ale trzeba jeszcze szesnastu: po osiem dla pańskiego ojca i dla pańskiego dziada!... — Otóż oczywiście nie chodzi tu o gimnazjum. Chodzi o stopniową aklimatyzację. Zresztą poco daleko szukać. Codzień patrzysz na swoich rodziców i nieraz mi mówiłaś, że ojca bardziej cenisz od matki, ale nie zaprzeczysz, że wiele rzeczy w jego postępowaniu razi cię i drażni. Już ciebie! Jego córkę! Jego wnuki nie znosiłyby go wcale. Wuja Żołnasiewicza lekceważysz, ale — jakby to powiedzieć — klimatycznie jest ci bliższy.
Zaśmiał się i dodał:
— Są jeszcze i inne osoby w twojem otoczeniu, które mógłbym tu wymienić na równie wymowny przykład. Ale wróćmy do tematu. Zetknęło mnie kiedyś życie z pewnym