Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z jakim Piekutowskim? Nie znam żadnego Piekutowskiego.
— To już kłamiecie. Ludzie widywali was razem. Są na to świadkowie.
Murek wzruszył ramionami:
— To albo świadkowie kłamią, albo ja nie wiedziałem, że dany gość nazywa się Piekutowski. Wielu ludzi w partji nie znam po nazwisku, tylko z pseudonimu. Może i jego tak znałem. A jaki jest jego pseudonim?
— On nie był członkiem partji, tylko bandziorem i wy to doskonale wiecie!
Murek zaśmiał się ironicznie:
— No, towarzyszu Zimny! Tuście już przeholowali. Bo nikt, nawet największy mój wróg wam nie uwierzy, bym ja mógł mieć coś wspólnego z bandytami. Niektórzy towarzysze mają mi do zarzucenia, że zburżujałem. Może mają trochę słuszności, może to mój grzech, że po wielu latach nędzy zachciało mi się odrobiny złudzenia, że mam wygodę i dostatek. Ale żebym z bandytami! No! Rok cały ocierałem się o nich po domach noclegowych, z głodu zdychałem, a do nich nie przystałem. Tylko dokąd poszedłem? Do was! Do partji!... A teraz, kiedy mi się trochę poszczęściło, kiedy dość zarabiam na żarcie i mieszkanie, teraz miałbym z bandziorami mieć do czynienia? Opowiedzcie to komu innemu, to chyba głupi wam uwierzy.
Zapanowało milczenie, a Murek dodał:
— Ja nic nie mam do ukrywania. Sumienie moje jest czyste, a całe życie jak na dłoni. Dlaczego mi poprostu nie powiecie, o co mnie posądzacie?
— O nic was nie posądzamy — spokojnie odpowiedział krzywonosy. — Chodzi o wyświetlenie sprawy. Niestety, Kuzyk umarł i stąd trudności. Nie wiemy, dlaczego bez rozkazu zwołał swoją piątkę i urządził napad na dwóch ban-