Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Smacznego apetytu — powiedział Murek.
— Dziękuję — odpowiedział chłodno dozorca, a jego żona dla przyzwoitości dodała:
— A może i panby z nami?... Prosimy.
— Nie głodnym, dziękuję — przełknął ślinę Murek.
Już się był przebrał i wtem brudnem ubraniu nijako mu było siadać z nimi do stołu.
— Chorego pytają, zdrowemu dają — gościnnie przygadał zięć Niecków, podsuwając Murkowi stołek.
Obie córki dozorcy też dorzuciły kilka uprzejmych słów, pomimo to jednak Murek odczuł w powietrzu coś niechętnego i wymówił się:
— Bardzo państwu dziękuję, ale śpieszę się. Dobrej nocy.
— A no, jak pan Franciszek śpieszysz, to i zatrzymywać nie możem — odezwał się stary, nie podnosząc głowy z nad talerza — to już i o tamtem pogadamy inną razą.
Murek zatrzymał się przy drzwiach:
— A o czem takiem, panie Niecka?...
— Tak — machnął dozorca ręką — nic pilnego.
Jego żona jednak postanowiła sprawę odrazu postawić jasno:
— A po prawdzie mówiąc — powiedziała, wstając po czajnik — to pan Franciszek sam jest rozumiejący, że tak nie idzie. Niby z tem robactwem. My, owszem, dlaczego nie, sami widzim, położenie bezrobotne. Ale myślelim miesiąc — dwa.
— Wczoraj ojcu całą marnarkę obleźli — wtrąciła młodsza córka.
Murek zorjentował się o co chodzi i poczerwieniał:
— Dobrze — bąknął — i tak od państwa dosyć miałem grzeczności. Tylko... tylko, że dziś nie mam gdzie zabrać swoich rzeczy.
Dozorczyni zerknęła nań ze współczuciem: