Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nóg, obciągniętych wąską spódnicą z szorstkiego angielskiego materjału.
Obie panie obładowane były paczkami. Wychodziły właśnie ze sklepu Rubinkrauta i ucieszyły się ze spotkania kogoś, gotowego do uwolnienia ich od ciężaru.
— Tylko do dorożki — usprawiedliwiała się pani Horzeńska — sądzę, że znajdziemy je przy rogu.
Przy rogu jednak okazało się, że lepiej przejść się i Murek odprowadził je aż do willi.
— Nie jest pan dzisiaj specjalnie rozmowny — powiedziała mu na pożegnanie Nira z odcieniem niezadowolenia.
— Ja? — opamiętał się. — Ale cóż znowu!...
— Słowa z pana nie można wydobyć.
Pani Horzeńska uśmiechnęła się i konwencjonalnie dodała:
— Cóż, to przywilej zakochanych...
— Przesadzasz, mamo — odezwała się Nira. — Pan Franek nawet nie ucieszył się z naszego spotkania...
Spojrzał na nią z wyrzutem. Już chciał powiedzieć, że nie powinny gniewać się na jego humor, gdyż miał w biurze rozmaite przykrości, ale ugryzł się w język. Natomiast przypomniał sobie, że Jabłkowski, dzierżawca placów tennisowych w miejskim parku, zawiadomił go o otwarciu ślizgawki. Zaproponował też Nirze, by poszli tam wieczorem.
— A dobrze — ożywiła się. — Niech pan wstąpi po mnie o siódmej. Mamo, nie masz nic przeciwko temu?
— Nie, jeżeli pan mi obieca, że nie zaziębi Niry...
— Obiecuję najsolenniej.
— Więc do siódmej!
— Rączki całuję.
Zawrócił w stronę klubu, lecz przeszedł mimo. W klubie spotkałby wielu kolegów, a nie chciał ich widzieć. W restauracji Wiecheckiego obiad kosztował o trzydzieści groszy