Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niepodobało mu się to spojrzenie, i odpowiedział na nie wzrokiem pełnym wzgardy, która wyraźnie mówiła:
— A ty jakiś mizerny Czeladniku, co tobie do mnie, Porucznika Jego Królewskiéj Mości?
Hedwiga wciąż trzymając ręce złożone, zapytała:
— I Waszmość masz rodzice? Oćca? Matkę?
— Ach, matki już nie. Ale Pan Ociec żyw.
Przez ten czas, gospodarz nalewał piwo do kufli. Jeden dla gościa, drugi dla siebie, trzeci podał Korneliusowi.
— No, teraz — rzekł — kiedyś już Wasza Miłość ze mną zatrinkował, racz-że nam powiedzieć, jak mamy Waszmość tytułować?
— A prawda! — Odrzekł śmiejąc się młodzieniec. — Jam zapomniał się sprezentować z godności, a Waszecina dyskrecya wielce jak widzę cierpliwa. Owóż tedy jestem Kaźmiérz Korycki, herbu Prus Primo.
Po twarzy Pana Rajcy przeleciał maleńki cień rozczarowania. Zapewnie spodziewał się jakiegoś słynniejszego nazwiska.
Ale Hedwiga powtarzała z radością:
— Korycki! Korycki! Jak to się wdzięcznie wymawia! Może ja panna Korycka? No, a ten erb, jak on wygląda?
Pan Kaźmiérz zdjął z palca krwawnikowy sygnet, i podając go panience, mówił:
— Patrz Wacpanna, tu jest półtora krzyża.
— Aż półtora? Jezu Chryste! Dlaczego?
— Dlatego, że nasze dziady zawdy się za