Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
13 
Rozumowałem tak: Djabelska zwada

Przez nas powstała, przez nas owa psota;
W czartach się musi burzyć złość nielada.

16 
Gdy jeszcze podstęp na gniew się namota,

Wnet na nas wścieklej wpadną czarcie złaje,
Niż charty w polu poszczute na kota.

19 
Toż czułem, że mi włos na głowie wstaje;

Za Mistrzem stojąc i piekielnej wrzawie
Podając ucha: »Mistrzu, mnie się zdaje«,

22 
Rzekłem, »że jeśli stąd się nie wybawię,

Sfora Złych Szponów prędko nas dopadnie;
Ja ich tak czekam, że już czuję prawie«.

25 
»Choćbym zwierciadłem był, tak się dokładnie

Twój kształt zewnętrzny we mnie nie wyświęci,
Jak się wewnętrzny tu przede mną kładnie.

28 
Dwie myśli nasze z pod jednej pieczęci

W tej chwili wyszły, jednakowym śladem
Ryjąc powstałe w obu sercach chęci.

31 
Jeśli pozwoli prawy stok swym składem

Do następnego opuścić się rowu,
Przed spodziewanym umkniemy napadem«.

34 
Ledwo dał wyniść z ust otuchy słowu,

Gdy spojrzę, skrzydła wyprężając skore,
Lecą szatani w nadziei obłowu.

37 
Ale Przewodnik pochwycił mię w porę:

Tak matka nocnym zbudzona rozruchem,
Gdy ujrzy, że dom nad jej głową gore,

40 
Porywa dziecię i ucieka duchem,

Więcej o skarb swój niż o siebie dbała,
I nie odzieje się nawet rańtuchem...