Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Marya miała brata imć Dyonizego, który był kapitanem w wojsku florenckim i obozował w Pizie. Ten pod przybranem nazwiskiem zjechał do Romanii, dotarł do księcia, zdobył jego zaufanie, wszedł podstępem do fortu Cesena i uprowadził Maryę, przebraną za chłopca. Lecz dogoniono ich na granicy państwa Peruzy. Brat został zabity, a siostrę osadzono znowu w fortecy.
Machiavel, jako sekretarz Republiki florenckiej, zajmował się tą sprawą. Dyonizy zawarł z nim przyjaźń, zwierzył mu się ze swych śmiałych zamiarów i opowiadał, co słyszał o siostrze od jej dozorców, którzy ją czcili, jak świętą.
Gdy Dorota znudziła Cezara, przelał swe łaski na Maryę. Słynny pogromca kobiet był pewny, że jego miłość zostanie odwzajemnioną. Ale nadzieje go zawiodły. Natrafił na niezwykły opór. Mówiono, że książę odwiedza ją codzień w celi, przesiaduje z nią długo sam na sam, ale co się działo między nimi — nikt nie wiedział.
Otóż Niccolo zamierzał wyzwolić Maryę i prosił o pomoc Leonarda. Artysta przyrzekł mu ją chętnie. Obmyślili razem plan ucieczki i wyznaczyli ją na dzień 30-ty grudnia. W tym czasie książę miał wyjechać z Fanno.
Na dwa dni przed ową datą, jeden z przekupionych dozorców przybiegł późnym wieczorem, aby ich ostrzedz, że są zagrożeni denuncyacyą. Niccolo nie chciał temu dawać wiary, mówiąc, że strachy są przesadne. Był znowu w złym humorze, nie miał pieniędzy.
— Co za przeklęte życie! — skarżył się. — Jeżeli Bóg nie zlituje się nademną, rzucę wszystko, monnę Mariettę, chłopca i ucieknę na skraj świata, schowam się w jaką dziurę i będę uczył wiejskie dzieci, dopóki nie zgłupieję do reszty, bo niema nic gorszego, jak czuć, że mogłoby się dokazać wielkich rzeczy, a natomiast gnije się powoli, dzień po dniu z założonemi rękoma.
W wilję dnia oznaczonego na wykradzenie Maryi, Niccolo udał się do sąsiedniej wioski, aby poczynić przygotowania do ucieczki. Leonard miał się z nim spotkać nazajutrz rano.
Pozostawszy sam, oczekiwał złych wieści lada chwila, był coraz pewniejszy, że przedsięwzięcie nie uda się.