Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na tarczę, na tarczę! — krzyczeli żołnierze.
Aragaris wyciągnął swą tarczę okrągłą, setki rąk uniosły cesarza w górę. Ujrzał morze głów w hełmach miedzianych, usłyszał nakształt huczącego grzmotu okrzyk tryumfalny:
— Niech żyje Julian, boski August!
Zdawało mu się, że się spełnia wola przeznaczenia.
Pochodnie pogasły. Na wschodzie niebo przecięły białawe smugi. Niekształtne wieże zamku sterczały czarne i ponure. Jedno tylko okno było oświetlone. Julian odgadł, że to musi być okno celi, w której konała Helena.
O świcie, gdy znużone wojska ucichły, udał się do żony.
Było już za późno.
Zmarła spoczywała na swem wązkiem łożu dziewiczem.
Dokoła niej klęczeli księża i sługi. Usta miała zaciśnięte surowo. Bez wyrzutów sumienia, jeno pełen dręczącej ciekawości, poglądał Julian na blade, spokojne oblicze swej żony, myśląc:
— Czego ona chciała? Co ona mogła mi powiedzieć?

XXIII.

Cesarz Konstancyusz spędzał smutne dni w Antyochii; wszyscy przeczuwali coś złego. Po nocach miewał sny przerażające; w komnacie jego aż do rana płonęło sześć lamp, ale i to nie pomagało, cesarz pomimo to bał się mroku. Długie godziny przesiadywał samotnie w nieruchomem zamyśleniu, odwracając się i wzdrygając przy najlżejszym szeleście.