Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grał doskonale rolę zaskoczonego, prawie przestraszonego; spuścił oczy, odwrócił głowę i wyciągnął przed siebie ręce, wystawiając naprzód dłonie, ak gdyby odpychał dar przestępny i bronił się przed nim. Okrzyki podwoiły się jaszcze.
— Co czynicie? — zawołał Julian, udając przerażenie. Chcecie zgubić mnie i siebie. Sądzicie więc, że byłbym zdolny zdradzić swego władcę?
— Zabójcę twego ojca! zabójcę Gallusa! — krzyczeli żołnierze.
— Zamilczcie! — odparł Juliani podchodząc do tłumu. — Alboż nie wiecie, żeśmy sobie w obliczu Boga poprzysięgli...
Każde poruszenie Juliana było podyktowane podstępną obłudą. Żołnierze otoczyli go. Wyciągnął miecz ochwy i wymierzył w pierś własną.
— Najwaleczniejsi z walecznych! Cezar umrze raczej, niżeli zdradzi.
Żołnierze chwycili go ręce i wydarli oręż. Wielu padało mu do stóp i, całując je z płaczem, przykładało obnażone miecze do piersi.
— Umrzemy za ciebie! — krzyczeli — umrzemy!
Inni wyciągali ku niemu dłonie, zaklinając żałośnie:
— Ulituj si nad nami, ulituj się, ojcze!
Siwowłosi weterani padali na klęczki, chwytali wodza za ręce i wkładali jego palce do ust, dotykając nimi bezzębnych dziąseł, opowiadali o strasznem umęczeniu, o trudach nad siły, o wszystkich niedolach długiego żywota żołnierskiego. Wielu rzucało ubranie i pokazywało nagie stare ciało, plecy ze strasznemi bliznami rózeg centuryonów, od ran.
— Ulituj się! Bądź nam Augustem!