Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

torturach, aniżeli otarciem potu z czoła, kichnięciem lub odchrząknięciem zdradzić naturę śmiertelną.
Pomimo nizkiego wzrostu i krzywych nóg, w pojęciu swojem był olbrzymem. Gdy rydwan przejeżdżał pod łukiem tryumfalnym, w pobliżu term Maksymiana Herkulusa, cesarz nachylił głowę, jak gdyby w obawie, żeby nie zawadzić o potężne arkady, pod któremi cyklop mógłby przejść swobodnie.
Po obu stronach drogi stali palatyni w złotych hełmach i złotych pancerzach, i podwójno szeregi tej gwardyi honorowej żarzyły się, jak dwie błyskawice.
Dokoła wozu cesarskiego powiewały szerokie sztandary w kształcie smoków. Tkanina purpurowa, wydęta wiatrem, wciskającym się w rozwarte paszcze potworów, wydawała ostre tony, przypominające wściekłe syki żmij, a długie szkarłatne ogony smoków łopotały w powietrzu.
Na placu zgromadzono wszystkie legiony, stojące załogą w Medyolanie.
Grzmot okrzyków powitał cesarza.
Konstancyusz był zadowolony; wrzawa nie była zbyt cicha, ani też zbyt głośna, ale ustopniowana zgóry według najsurowszego regulaminu. Przyuczano żołnierzy i obywateli do wykrzykiwania swego entuzyazmu z umiarkowaniem i szacunkiem.
Konstancyusz z wymuszoną i pedantyczną powagą w każdem poruszeniu i kroku zstąpił z rydwanu i wszedł na wzniesioną na placu trybunę, od góry do dołu pokrytą zwycięskimi strzępami starych sztandarów i orłami metalowymi.
Znowu zagrzmiały trąby sygnałem bojowym, na znak, że cesarz mówić do armii zamierza. Na placu zapanowało milczenie.