Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go badawczo, muskuł policzka zadrgał mu jeszcze szybciej.
— Widocznie Benkendorf podlec — doniósł, pomyślał Miłoradowicz, lecz nie spuścił oczu i zaczął gniewnie.
— Daruje wasza wysokość.
— Nie wysokość, a cesarska mość, poprawił Mikołaj, manifest już podpisany.
— Mam szczęście pozdrowić jako monarchę waszą wysokość — skłonił się Miłoradowicz, lecz mimo to, powinność spełnić muszę. Nigdy nie ukrywałem prawdy przed waszą wysokością.... waszą cesarską mością, więc i teraz zataić nie mogę, że nie łatwo będzie skłonić do przysięgi z pomocą manifestu, wydanego przez tą samą osobę, która pragnie wstąpić na tron....
— Aha! dogadaliście się; Manifest uchodzić będzie za fałszerstwo, a ja za samozwańca, uśmiechnął się Mikołaj, przyczem znów ten sam, co przed chwilą wyraz przemknął przez rysy jego, w krótkiem mgnieniu oka.
— Nie rozumiem wasza wysokość.
— Nie rozumiecie hrabio? — własnych słów nie rozumiecie.
— Niewiem, co za podlec powtórzył słowa moje w tak zmienionej formie. Że też wasza wysokość daje posłuch takim donosom — rzekł blednąc Miłoradowicz. I w starym fanfaronie samochwalcy zbudził się też stary żołnierz, towarzysz Suworowa. Spojrzał cesarzowi prosto w oczy, tym samym wzrokiem, z jakim w ogniu pocisków armatnich palił spokojnie fajkę, lub poprawiał fałdy amarantowego płaszcza.
Mikołaj wstał milcząc, poszedł do biurka, odsunął tę samą szufladę, z której dobył był przed