Strona:Czesław Kędzierski - Mysia wieża.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sze góry. Basia żywiła się teraz tylko leśnemi orzeszkami. Szła i szła wytrwale, szła bardzo długo. Mróz siwy zaczął jej coraz więcej dokuczać, kiedy nareszcie na ogromnej górze ujrzała świecący, niby śnieg biały, wielki, srebrny pałac Księżyca. Kiedy więc stanęła przed pałacem, Słońce właśnie zeszło już z nieba, i zmrok szary na świat poczynał padać.
W jednem z otwartych okien pałacu siedziała stara piastunka Księżyca i tkała pas szeroki z srebrzystej mgły. W drugiem oknie siedział sam Księżyc o łagodnem obliczu i marzył. Oboje ujrzeli ze zdziwieniem Basię.
— A ty skąd się tu wzięłaś, dziewczynko? Proszę cię, chodź do mego pałacu! — zawołał Księżyc, otworzył srebrne drzwi, wziął Basię za rękę